O „szkodnikach”

14.03.2019

„Szkodniki” to zwierzęta czy rośliny, które wyrządzają szkody np. w rolnictwie, łowiectwie, hodowli, zbiorach muzealnych etc. Warto jednak pamiętać, iż to, czy jakiś organizm jest „szkodnikiem” jest rzeczą względną (stąd cudzysłów). Na przykład wiele chwastów (szkodliwych jako konkurencja dla roślin uprawnych) jest pożytecznych jako rośliny lecznicze (zioła), również rośliny trujące (jak np. tojad), zaaplikowane w odpowiednich proporcjach mają właściwości lecznicze. Widzimy więc, że bycie „szkodnikiem” (podobnie zresztą jak „organizmem pożytecznym”) nie jest jakąś inherentną właściwością danej rośliny czy zwierzęcia, ale tzw. terminem relacyjnym tzn. za „szkodliwe” czy „pożyteczne” uznaje się te istoty, które są takimi z punktu widzenia gospodarki prowadzonej przez człowieka, ewentualnie też z perspektywy zdrowia i życia człowieka. Relacyjność ową dobrze ilustruje fakt, że jakiś gatunek jest uważany za pożytecznego w jednych kontekstach, a za szkodliwego w innych. Np. kret, który zjada szkodliwe dla upraw pędraki, ale rozkopuje też grządki. W książce Zofii Zielewiczówny pt. „Pogadanki o przyrodzie” (wyd. 1913 r.) pięknie pokazany jest ten dylemat w odniesieniu do dzięcioła i innych ptaków: „Czy on pożyteczny właściwie czy szkodliwy? (…) Trudno to powiedzieć. My leśnicy nie wiemy sami. Pewnie jedno i drugie. Wiedziałby ten, ktoby przez całe jego życie chodził za dzięciołem i liczył: Tyle a tyle drzewa namarnowałeś, dzięciole, tyle nasion sosnowych, żołędzi, buczyny, tyle mrówek nazjadałeś. Ale z drugiej strony, tyle tysięcy poczwarek, chrząszczy i innych szkodliwych owadów natępiłeś i za to należy ci się wdzięczność i uznanie. Każdy kij ma dwa końce. Jak wszędzie, tak i tutaj. Każdy ptak może być użytecznym i szkodliwym zarazem, zależnie od pory roku, od otoczenia i warunków, w jakich żyje. Wróbel, gdy całą gromadą żeruje w życie, albo na wiśniach w sadzie, jest łakomym szkodnikiem. Ale gdy w czasie lotu chrabąszczy zjada ich niezliczone ilości, to znów wyświadcza nam wielkie dobrodziejstwo. Naszego wesołego szpaczka co tyle robaków tępi, nie lubią w winnicach.”

W dawniejszych czasach stosunek ludzi w Europie do istot, które uważano za szkodliwe był bezwzględny. Tępiono np. niektóre zwierzęta drapieżne uznawane za szkodniki w łowiectwie i hodowli, za zabite sztuki wypłacano wynagrodzenia. Z czasem ten stosunek się zmieniał. Wiele istot, zwłaszcza drapieżników uznano za pełniące ważną rolę w ekosystemach oraz z innych przyczyn godne zachowania i ochrony. W Polsce już Julian Ejsmond (1892-1930) – literat i myśliwy pisał, że ze słownictwa łowieckiego powinno być wyrugowane słowo „wytępić”. Dziś mamy do czynienia z powrotem niektórych postaw reprezentowanych przez dawnych myśliwych i leśników. Pojawia się wiele głosów za tępieniem wilka, który rzekomo nadmiernie się rozmnożył i dziesiątkuje populację zwierzyny łownej. Część z tych wypowiedzi (ukazujących się m.in. w prasie) uderza w histeryczny ton, sugerując, że wilki wkrótce zaczną atakować ludzi. W tekście, który pojawił się w jednym z tegorocznych numerów „Głosu Wielkopolskiego” straszono, że wilki napotkano już „3500 metrów od popularnego centrum handlowego w Poznaniu”, w okolicy gdzie ludzie spacerują i biegają. Obawy przed wilkami wyrażają też mieszkańcy Kraczkowej (powiat łańcucki). W tej atmosferze warto przypomnieć stosunek do „szkodliwych” organizmów jaki panował w ostatnich dekadach XIX i pierwszych XX stulecia. Dzisiejsze, przesadne i niekiedy histeryczne reakcje na pojawienie się zwierząt drapieżnych bardzo przypominają stosunek do nich ludzi z tamtego okresu. Zdarzało się, ze jako fakty podawano wówczas historie, które dzisiaj można by włożyć między bajki. Tu prezentujemy przegląd dostępnych w PBC książek z epoki.

Bohdan Dyakowski w swej książce „Jak urządzać gniazda i opiekować się ptakami?” wydanej w 1922 r. podkreśla i popiera przykładami pożyteczność drobnych ptaków owadożernych, a także niektórych drapieżników tępiących myszy, nazywając ich słusznie „naszymi wielkimi dobroczyńcami, bezpłatnymi dozorcami naszych pól i ogrodów”. Jednak dla niektórych innych gatunków nie jest on już tak łaskawy. Pisze np. „Są bez wątpienia i ptaki szkodliwe; nikt nie będzie stawał w obronie jastrzębia, krogulców, puhaczów, ale szkodliwemi są przedewszystkiem gatunki drapieżne, żywiące się drobnemi owadożernemi ptaszkami (…) o ile powinniśmy ochraniać ptaki pożyteczne, o tyle powinniśmy tępić drapieżne, oraz inne zwierzęta, które polują na drobne ptaszki, wypijają ich jaja lub porywają pisklęta. Jastrzębi, a zwłaszcza krogulców nie puszczajmy pod żadnym pozorem do swoich ogrodów…” B. Dyakowski jest również autorem książeczki „O zwierzętach żyjących w gruncie”, wydanej w 1921 r., w której również dzieli on te zwierzęta na szkodliwe i pożyteczne.

Francuski przyrodnik - Jean Henri Casimir Fabre, w swej książce: „Nasi sprzymierzeńcy. Pogadanki o zwierzętach pożytecznych”, wydanej po polsku w 1925 r. niemalże „uczłowiecza” „szkodliwe” zwierzęta, odnosząc się do nich jak do „zbójców”. Np. orła nazywa on „okrutnym zbójcą, dusicielem owieczek”. Pisze też, że żyje on „naszym [tj. ludzi] kosztem”. Gdzie indziej stwierdza, że ptaki drapieżne są „prawdziwemi rozbójnikami, utrzymującemi się na nasz koszt z mordu i rabunku”. Drzemlika nazywa on „bezczelnym rabusiem”. To nacechowane emocjami słownictwo sprawia wrażenie jak gdyby autor przypisywał zwierzętom złą wolę i niemoralność. Czasami przydaje on też „szkodnikom” pozytywne cechy charakteru np. imponuje mu odwaga sokoła: „Sokół posiada niezrównaną odwagę. Wciska się do gołębników po zagrodach; łowi gołębie w oczach nawet przechodniów w pośród ludnej ulicy; porywa kuropatwę, którą pies wystawił i do której celuje myśliwy.”

Fabre przypisuje orłowi przedniemu różne „łotrostwa”, których ptak ten w rzeczywistości nie byłby zdolny uczynić. Zarzuca mu np., że porywa on do swego gniazda jagnięta i koźlęta, podczas gdy ptak ten nie byłby w stanie unieść tak relatywnie dużej i ciężkiej zdobyczy. Autor ten snuje opowieści, które należą do sfery wierzeń ludowych i przez współczesnych naukowców nie mogą być traktowane poważnie. Pisze on: ” Z pośród mnóstwa przykładów wezmę pierwszy lepszy z brzegu, zaczerpnięty u wiarogodnego pisarza. Dwie małe dziewczynki, jedna pięcioletnia, druga trzyletnia, bawiły się razem, gdy orzeł średniego wzrostu rzucił się na pierwszą i mimo krzyków jej towarzyszki, mimo przybycia kilku ludzi, uniósł ją w powietrze. W dwa miesiące potem pastuch znalazł na głazie o pół mili zwłoki dziecka nawpół pożarte i wyschnięte.” Nie wiemy od jakiego „wiarygodnego pisarza” Fabre zaczerpnął tę opowieść, jest ona jednak najzupełniej fantastyczna. Orzeł najzwyczajniej nie byłby w stanie unieść się w powietrze z pięcioletnią dziewczynką w szponach.

Fabre odmalowuje jeszcze jedną straszliwą wizję demonizującą orły i wyolbrzymiającą niebezpieczeństwo jakie mogą one, jego zdaniem, stanowić dla człowieka: „Powinniśmy tępić ich [„ptasich rozbójników”] sami wszystkiemi sposobami, będącemi w naszem rozporządzeniu, gdyż nie możemy liczyć na żadną pomoc. Są to tyrani przestworzy; żaden ptak nie śmiałby ich zaczepić. Niszczenie gniazd jest najpewniejszym sposobem położenia kresu spustoszeniom, które orły robią niekiedy w stadach. Nie jest to jednak zgoła bezpieczne przedsięwzięcie dostać się do orlego gniazda, aby poukręcać głowy małym orlętom. Pastuchy w Pirenejach zabierają się do tego samowtór; jeden uzbrojony jest w karabin dwustrzałowy, drugi w długą dzidę. O brzasku dnia, kiedy orzeł jest już na polowaniu, dwaj łowcy dostają się na wierzchołek zrębu, na którym mieści się gniazdo. Pierwszy z karabinem nabitym staje na szczycie skały, aby strzelać w powracającego orła; drugi z dzidą za pasem spuszcza się z głazu na głaz aż do gniazda i porywa orlęta, za młode jeszcze, aby mogły bronić się poważnie. Na pierwszy okrzyk rozpaczy przylatuje rozwścieczona matka i rzuca się na człowieka, który przyjmuje ją ciosami dzidy, gdy tymczasem jego towarzysz godzi w nią kulą. Samiec, unoszący się ponad chmurami, spada z szybkością gromu. Zanim burzyciel gniazda zdoła nastawić dzidę, orzeł już jest na jego głowie. Na szczęście druga kula, wysłana z wysokości skały, druzgocze skrzydło ptakowi (…) A gdyby orzeł nie został trafiony? (…) Wtedy zginąłby pastuch. Z twarzą poszarpaną ciosami dzioba, z oczami wyłupionemi stoczyłby się strzaskany w głąb przepaści. Nie, to nie jest bezpieczne przedsięwzięcie wyławiać orlęta z gniazd!”

Wreszcie autor emocjonalnie zachęca do tępienia ptasich drapieżców: „Takie oto są najważniejsze ptaki drapieżne dzienne, którym należy wydać bezlitosną wojnę. Dalejże na tych łupieżców, na tych okrutników pijących krew, tych tępicieli zwierzyny, niszczycieli podwórzy i gołębników. Weź strzelbę, czujny gospodarzu, dopilnuj sokoła i jastrzębia i pal w tych rabusiów. Niszcz ich gniazda, depcz jaja, ukręcaj łby młodym, jeśli chcesz uratować swoje gołębie, kurczęta i kaczki.”

W podobnym tonie pisze Kazimierz Wodzicki w swej książeczce pt. „Kochajcie przyrodę” z 1883 r. (tę miłość do przyrody rezerwuje on tylko dla gatunków definiowanych przez niego jako pożyteczne). Jastrzębia zalicza on do „rozbójników między nami żyjących”. „Oto są szkodniki, których trzeba tępić, gniazda wypatrzyć, jaja wybierać, pisklęta dusić.” Kanie nazywa on „zbrodniarzami”. O błotniaku stawowym pisze: „Od dnia, w którym widziałem błotniaka łowiącego dużego kaczora i pożerającego ptaka znacznych rozmiarów, skazałem na śmierć ten ród szkodliwy.” Chomiki („skrzeczki”), gromadzące ziarno roślin uprawnych, Wodzicki nazywa „złodziejami”.

Wodzicki (skądinąd zasłużony zoolog) tak pisze o sępie: „Ogromny to ptak, krąży majestatycznie pod obłokami, pławi się w powietrzu i z łatwością przelatuje znaczne przestrzenie. Ma on zręczny sposób łowienia, gdy już ulubionego ścierwa odkryć nie może: wiadomo, że zająca i sarnę nader łatwo zastraszyć, więc on nad upatrzoną zwierzyną poczyna krążyć, coraz niżej, bije na nią i w końcu tak zastraszy, że do ziemi przywaruje i da się porwać potężnemi szponami. Siła tego ptaka nader wielka i znaczne ciężary unosi bez wielkiego wysilenia: jagnię, koźlę, sarniątko lub zająca niesie jak ptaszka.”

Opowieści Fabre’go i Wodzickiego o potężnej sile ptaków drapieżnych i niebezpieczeństwie jakie stanowią dla ludzi, owiec czy saren są, łagodnie mówiąc, mocno przesadzone. Jak pisał sławny polski ornitolog – Jan Sokołowski: ”Aczkolwiek siła orła przedniego jest znaczna, fantazja ludzka często ją przeceniała. Orzeł umie wprawdzie z łatwością zabić dorosłego zająca, lecz nie może podlecieć z nim w powietrze, a zatem zmuszony jest upolowanego zająca zjeść na miejscu. Oczywiście przesadne są również obrazki, przedstawiające orła w locie z kozą w szponach. Do bajek należą opowiadania o napaściach orła na dzieci lub ludzi dorosłych. Orzeł bowiem jest nadzwyczaj płochliwy i przed człowiekiem ucieka z dużej odległości nawet przy gnieździe. Zwykły wróbel okazuje w tych samych warunkach znacznie więcej odwagi. Mimo wszystko w prasie codziennej stale powtarzają się historyjki o orłach atakujących ludzi.” „Ze względu na to, że sępy nie zabijają i nie noszą zdobyczy, mają pazury tępe, a dziób słabo zakrzywiony (…)”

Jak więc widzimy, literatura z końca XIX-tego i początków ubiegłego wieku, stawiająca sobie za zadanie edukowanie ludności, często-gęsto zawierała treści zupełnie nieprawdziwe i niedorzeczne. Książki te częstokroć upowszechniają bardziej wierzenia ludowe na temat zwierząt niż solidną wiedzę naukową o nich.

Stosunek do „szkodliwych” drapieżców jest też zupełnie pozbawiony krytycznego myślenia czy szerszej metarefleksji. Np. Wodzicki pisze, że „szkodliwy ród” błotniaków jest wart tępienia bo zjadają one dzikie kaczki. Nie przychodzi mu jednak na myśl idea, że to człowiek, polując na kaczki, staje się konkurentem i „szkodnikiem” dla tych drapieżców, od niepamiętnych czasów żywiących się ptactwem wodnym. Zabijanie dzikiej zwierzyny przez człowieka w  ramach polowań jest dla autorów tych dzieł czymś normalnym czy wręcz pozytywnym, częścią gospodarowania zasobami natury, natomiast drapieżcom polującym na nią jest od razu przydawane miano „rozbójników”, „łotrów”, „szkodników”, „morderców” itd. Przypisując zwierzętom negatywne cechy, tępiciele „szkodników” sami stawiają siebie w pozycji obrońców moralności, zwalczających „złe” istoty, będąc zarazem ich samozwańczymi sędziami jak i katami. Brak tu jakiejkolwiek próby postawienia się w pozycji tych drapieżników, które przecież muszą coś jest i też mają prawo do istnienia na świecie. Można więc powiedzieć, ze idee autorów omawianych książek są skrajnie antropocentryczne. Można jedynie wyrazić niepokój, że typ dyskursu obecny w powyżej cytowanych publikacjach obecnie coraz częściej powraca, pojawiając się m.in. w prasie i w Internecie.

 

oprac. Kacper Świerk
Pracownia Digitalizacji
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie

 

Bibliografia:

  1. Dyakowski, B., O zwierzętach żyjących w gruncie, Księgarnia Polska Polskiej Macierzy Szkolnej, Warszawa, 1921
  2. Dyakowski, B., Jak urządzać gniazda i opiekować się ptakami, Wydawnictwo Oświata – Towarzystwo Nauczania Szkół Wyższych, Warszawa, 1922
  3. Fabre, J.H.C., Nasi sprzymierzeńcy. Pogadanki o zwierzętach pożytecznych, Książnica Atlas, Lwów & Warszawa, 1925
  4. Sokołowski, J., Ptaki ziem polskich. Tom II, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa, 1958
  5. Wodzicki, K., Kochajcie przyrodę, Macierz Polska, Lwów, 1883
  6. Zielewiczówna, Z., Pogadanki o przyrodzie, Drukarnia i Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań, 1913

Internet:

  1. https://gloswielkopolski.pl/poznan-wilki-coraz-blizej-ludzi-mysliwi-natkneli-sie-na-watahe-pod-swarzedzem/ar/13827316 (14.03.2019)
  2. https://nowiny24.pl/mieszkancy-kraczkowej-zyja-w-strachu-we-wsi-grasuje-wilk-zdjecia/ar/13945298?fbclid=IwAR3yi37txQKI-oHozI3uyIizzW3QtgX8fjPYRwtc5c0hI9c0Ch12LnriyOI (14.03.2019)

Inne aktualności

Ta strona wykorzystuje pliki 'cookies'. Więcej informacji